18 maj 2013

Dysortografia i inne trele-morele

Witam po całym tygodniu pustki. Wiem, że za mną nie tęskniliście, mimo to postanowiłem umilić wam czas. Zacznijmy od tego co się działo w poniedziałek na języku polskim. Osobnik gatunku Gajda został proszony do tablicy. Miał napisać słownie liczbę 753. Źle mu to wychodziło. Zamiast "siedemset" napisał... "śedemiset". Nauczycielkę bardzo raził taki przejaw dysortografii, więc kazała Gajdzie wymazać niepoprawne słowo. Przejaw dysortografii został wymazany i zastąpiony kolejnym słowem niepoprawnym ortograficznie, mianowicie "śedemset". Nauczycielka, która siedziała bokiem do tablicy oddalonej o 5 m, pomyślała, że jest dobrze. Niewyjaśnionym sposobem dostrzegła literę "i" zaraz po literze "ś", którą uważała za literę "s". Na szczęście ja wkroczyłem do akcji i zwróciłem osobnikowi gatunku Gajda uwagę, że popełnił błąd. Gajda poprawił błąd, a potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Kolejna sytuacja w szkole. W piątek mamy dwie lekcji polskiego (i w poniedziałek też, i w czwartek też). Ponieważ w środę przepadła historia, którą mamy tylko raz w tygodniu, pani postanowiła zrobić historię na polskim (nauczycielka co nas uczy polskiego, uczy nas też historii). Ja o tym zupełnie zapomniałem (czyt. w ogóle nie wiedziałem) i byłem nieprzygotowany. Jednak szczęście mi sprzyjało. Na początku historii, pani odpytała Martę z ostatniego tematu. Ona zaczęła mówić, że jej na tej lekcji nie było i nic na ten temat nie wie. Wtedy nauczycielka powiedziała: "Marta. Widzę, że kombinejszyns" (warto wspomnieć, że nauczycielka ta już nie należy do najmłodszych). Tak więc, pani odpytała ją z wcześniejszych tematów. I tak minęła połowa lekcji. Następnie tłumaczenie kim był Napoleon. Potem notatka, którą napisałem w brudnopisie. Później jeszcze przepisywanie dat. Najlepsze było to, że nie robiliśmy żadnych zadań na lekcji.

W środę odbyła się akcja typu "nie pal, nie pij, nie bierz", którą i tak wszyscy mają w nosie. Przyjechali uczniowie ze wszystkich szkół w naszej gminie. Były odstawiane scenki. Pierwsza była odstawiona w poprzednim roku szkolnym, a druga i trzecia były świeże. Czwarta sprawiła, że pomyślałem "co do diabła". Wszystkie były o uzależnieniach, ale ta była inna. Była o prawach człowieka. Oczywiście to ważna rzecz, jednak to tak jakby na konkursie na najlepszy sernik, ktoś by podał schabowego. Piąta scenka i szósta scenka były nudne (jak każda inna). Siódmą scenkę odegrali uczniowie z naszej szkoły podstawowej. Miała być poważna, ale była bardziej komedią. Ola z przeciwnej grupy, grała inwalidkę. Mówiła coś typu "opowiem wam historię". Po nudnym wstępie, wstała z wózka inwalidzkiego. Wtedy to wszyscy zaczęli mówić "wyzdrowiała". Konrad, który też grał w tej mizernej scence, podjechał do Oli najlepszym samochodem świata (czyt. małym samochodzikiem z plastiku dla 4-latków). Oczywiście był po alkoholu. Jechali w scence 140 km/h (a w realu 0,4 m/s i przejechali 2 m). Wypadli z samochodu (tak powoli, że myślałem, że się zabiją). On zginął, ona została kaleką. Potem scenka namber ostatnia i nudne filmy o papierosach i narkotykach. Potem mecz siatkówki i do domu. Koniec.

To już wszystko (ale się rozpisałem). Doswjedanja, Paweł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz